Część Grupy 13.
Michał Chludziński, poeta, autor tekstów piosenek i tekstu do mojego katalogu Komiksu Białego Haribo.
Rafał Borcz, artysta, prawdziwy Wilk.
Przygotowania do wystawy.
Mostowa Artcafe - Facebook TU
Tajemnica Białego Haribo.
W berlińskim metrze nie sposób się zgubić. My błądziliśmy już od dobrej godziny. Jednak nasz przewodnik z niezachwianą pewnością parł naprzód - gdziekolwiek ów przód się znajdował.
- To już tutaj - zapewniał wprowadzając nas na kolejną stację. Po czym z satysfakcją spoglądał na pomięty plan metra, kiwał głową i wyciągał się na ławce.
Peron był pusty. Z obu końców tunelu wiało ciszą a tablice informacyjne i głośniki złośliwie milczały. Mimo to czekaliśmy nasłuchując. Fakt, że nocą z niedzieli na poniedziałek metro jest zamknięte nie miał w naszym przypadku żadnego znaczenia. W końcu jesteśmy Polakami! Upór i wiara w cuda to fundament naszej tożsamości. Stacja Tiergarten musiała być niedaleko. Grupa uderzeniowa Szawełły czekała na wsparcie. W każdej chwili zamiast ostrego jazgotu wagonów mogliśmy usłyszeć miękki warkot „Rudego 102”. Przecież rodaków w potrzebie nie zostawią. Do hotelu podrzucą. Rozkaz rozkazem, ale Janek Kos to nie służbista. A z kapitanem Pawłowem jakoś się dogadamy.
Jednak naszego nasłuchiwania nie przerwał ryk motoru czy chociażby wesołe poszczekiwanie Szarika, ale suchy szelest tarmoszonej folii. Szósty czekoladowy batonik, druga godzina błądzenia, nasza ostatnia noc w Berlinie - pomyślałem spoglądając na przewodnika. Próbowałem znaleźć w tym jakiś sens, przesłanie, znak. Cokolwiek, co tłumaczyłoby cokolwiek. Przecież jego czerwona, usmarowana rybim śluzem, wędkarska kurtka, której przepastne kieszenie mogłyby przez wiele dni wyżywić okrążony batalion Baranowa, musiała coś znaczyć! W końcu, kto wybierając się na największą berlińską milongę ubiera się, jak na karpiową zasiadkę? Nawet, jeśli nie zamierza tańczyć. Nawet, jeśli po dwóch godzinach, trzech paczkach paluszków i czterech butelkach wina zasypia chrapiąc w rytm "Por una cabeza" Carlosa Sardela. Chyba, że....!
Odruchowo spojrzałem na jego żonę. Jednak jej niewymuszona elegancja i zaciśnięte na butelce wina zziębnięte palce natychmiast rozwiały moje podejrzenia. Zresztą, po chwili i ona zaczęła badawczo przyglądać się swojej gorszej połowie.
Coś zawisło w powietrzu. Miękkie, ciepłe i wilgotne. Jak budyń. Coś, za czym będziemy tęsknić, chociaż podobno możemy to mieć, na co dzień.
- Chcecie żelka? – zapytał wyciągając paczkę białych misiów.
- Białe Haribo! – pomyślałem. – Przecież coś takiego nie istnieje!
Na stację bezszelestnie wtoczył się pierwszy pociąg.
- Ha! – zawołał. – A nie mówiłem?!
Ale nikt z nas nie ruszył się z miejsca.
Michał Chludziński, Berlin, lipiec 2011
4 komentarze:
Przejdę przez kładkę. Zobaczę.
:)
Pastereczko, zapraszam!!! Do 28 grudnia.
Przeszłam nasz Rubikon, zobaczyłam i jeszcze przyjemny folder u mnie wylądował;)
Pastereczko, bardzo mi miło :-)
Prześlij komentarz