Od dawna chciałam napisać o Richardzie, ale nie mogłam. Myślę, że zbliżające się święto jest do tego najlepszą okazją. Richarda poznałam w Japonii, uczestniczyliśmy, z trzema jeszcze artystkami, w tym samym residence dla artystów. Spędziliśmy ze sobą trzy miesiące. To nie mało zważywszy, iż znajdowaliśmy się w innym kulturowo kraju jakim jest niewątpliwie Japonia.
Richard pochodził z Trinidadu. Był artystą. Zajmował się książką artystyczną, potrafił zrobić cuda w tej dziedzinie: od przestrzennych obiektów po pełne kolorów realizacje. Miał świetny kontakt z dziećmi, myślę, że był także dobrym nauczycielem. Sama tego doświadczyłam. Richard uczył mnie zszywania książek, razem robiliśmy papier eksperymentując. W pracowni robił niewiarygodny bałagan. Czasami dziwiłam się jak to możliwe, że w tym chaosie powstają tak precyzyjne prace? W tworzeniu książek był niestrudzony, zawsze miał na to ochotę. Zrobił dla mnie parę szkicowników, podarował mi też swój własny…
Richard świetnie znał historię Europy i Polski. Tym mnie zadziwił, bo to nie była wiedza powierzchowna. Richard łączył fakty, interpretował je, a przede wszystkim chciał zawsze wiedzieć więcej.
Lubił włoską kuchnię i Włochy. Często do mnie mówił: Hey, my small Italian girl! Chodziliśmy razem do włoskiej restauracji na końcu miasta i zamawialiśmy dania z podwójnym czosnkiem.
Po powrocie z Japonii mieliśmy ze sobą kontakt mejlowy od czasu do czasu. W ostatnich miesiącach Richard pisał do mnie częściej niż zwykle. To były pełne ciepła listy, trudno to opisać…
Richard zmarł nagle 11 czerwca tego roku. Pamiętam dokładnie ten dzień, bo otwierałam wtedy swoją wystawę. Myślałam o nim w tym dniu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie żyje. Czekałam na jego list i trochę się niepokoiłam, że nie odpisuje. Dostałam wiadomość o tym tragicznym wydarzeniu od jego przyjaciółki. Bardzo mnie to dotknęło…
Richard Bolai
Artysta
1962-2010
Żegnaj przyjacielu…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
{*}
Prześlij komentarz