Z Lamajuru cudownie goscinnego udajemy się dalej, do Kashmiru. Malo ludzi zmierza w tamtą stronę ze względu na terrorryzm oraz nie rozwiązany problem polityczny pomiędzy Indiami a Pakistanem. Czekamy pól dnia na autobus. Nikt nie wie kiedy przyjedzie, czy przyjedzie, to wszystko zależy... Nadjechal! Wleczemy się w rytm indyjskich piosenek, wsród żywego drobiu i mężczyzn obserwujących nas. Dojeżdżamy do KARGILU. Czy ktos tam byl? ;-))))))) To miasto z horroru. Musimy czekac do 1.30 na kolejny transport. Z powodu wąskich dróg, ruch odbywa się wahadlowo. Trzeba cos zjesc. Kierujemy sie przewodnikiem i idziemy do najlepszej ;-))))) restauracji w miescie. To dobry zart! Ja nic nie jem, towarzysze podrozy niewiele. Siedzacy obok Anglik, zniesmaczony rzuca do nas:
Enjoy! Wszyscy jestesmy rozbawieni.
Niestety musimy wynając pokoj w hotelu. Zostalo jeszcze sporo godzin do autobusu. Hotel to za duzo powiedziane. to jakas nora z pryczami. Ale nie jestesmy z cukru, jakos przetrwamy. Wiemy juz, ze nie bedziemy celebrowac naszej rocznicy slubu na lodzi. Spedzimy ja w towarzystwie muzułmanów, ktorzy nie chcą być przyjaźni.
Ruszamy! Podróżują sami mężczyźni. Znów staję sie cialem uniwersalnym, bez plci. Bo kim ja jestem?, co tu robie w nocy?, czemu jestem tak ubrana?, dlaczego wyruszam w zmilitaryzowane rejony? Autobus wlecze się i podskakuje na wybojach, prawie plywa w wielkich jak jeziora kalużach.Przejeżdzamy przez miejscowosc zajmującej drugie miejsce w rankingu najzimniejszych na swiecie. Jest tak zimno,ze prawie nie zmieniam pozycji, szkoda tracic energie. Chlód przeszywa kazdą kosc. Nie marnuję nawet pary, ktora wydobywa sie mi z ust. Wykorzystuje ja na ogrzanie rąk. Na jednym z postojow chlopcy wskakuja na dach autobusu, gdzie mamy bagaz. Wydostaja co tylko sie da z plecakow. W czasie drogi slychac ostrzeliwanie. Jestem w strefie wojennej. Co chwile jakies posterunki, pelno wojska. Zaczyna switac. Postoj. Nieufni po ostatnim posilku w Kargilu zamawiamy sniadanie. A tu niespodzianka. Wspaniala herbata i placki, jeszcze cieple, rozplywajace sie w ustach. Smak zapamietany do konca zycia. Nagroda za ciezka podroz i strach przed wojna. Docieramy do Srinagaru.
niedziela, 19 lipca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz