wtorek, 28 lipca 2009

Grzechy typowej turystki

Gdziekolwiek udaję się w podróż, nauczyłam się już, że muszę/chcę być otwarta na każde zdarzenie: czy to złe czy dobre, w przeciwnym razie podróż się nie uda, tzn. będę miała uczucie pustki lub złości, zmarnowanego czasu itp. Ta zasada szczególnie ważna jest, kiedy odwiedzam kraje o odmiennej, niż europejska, kulturze. Mam jednak parę „grzechów” na sumieniu, kiedy zachowałam się jak turystka, a nie człowiek, który chce spotkać się z innym człowiekiem na platformie jego kultury czy religii.

Chciałam zrozumieć, poznać i zapamiętać religię Hindusów, ale nie do końca mi się to udało. Nie mogłam się z nią utożsamić, wcale nie musiałam oczywiście. Nie szukam innej wiary, te sprawy już dawno ze sobą ustaliłam, co ułatwia mi moje funkcjonowanie w świecie i nie tylko. Ale miałam pisać o sobie, o osobie, która zachowała się jak typowa turystka. W Delhi zdecydowałam się z B. poświęcić trochę czasu na zobaczenie kilku świątyń, różnych wyznaniowo. W jednej z nich, typowo hinduskiej odbywała się uroczystość. Świątynie wypełniało pełno wiernych. Aby wejść do niej trzeba było zdjąć oczywiście buty. Podłoga indyjska jest... ale to nie takie istotne. Buty trzeba było zostawić na półce obok innych klapek, sandałów itp. Przez chwile zawahaliśmy się. Zauważył to jeden z mężczyzn, tłumaczył nam wszystko, ale my przecież wiedzieliśmy po co to się te buty zdejmuje. Obawiając się, właśnie czego?, że ich potem nie znajdziemy czy coś w tym stylu, zdecydowaliśmy się włożyć je do plecaka. Mężczyzna tłumaczył i tłumaczył, nie był nachalny, ostatecznie machnął ręką. Nie dziwię się mu. Do dziś myślę o swoim zachowaniu ze wstydem.

Wchodzimy do środka. Zostaję wciągnięta przez tłum. Przy ołtarzykach tłoczą się wierni. Od razu widać, które z bóstw są ich ulubionymi. W jednym z takich ołtarzy w środku siedzi człowiek, odbiera dary od ludzi, np. kokos w czerwono-złotym materiale, sari, biżuterię, kwiaty. Obwiesza tym bóstwo. Inny człowiek obok, na talerzach z liści podaje posiłek. Zaprasza również i mnie. Chodzę dookoła świątyni, dotykam tych samych miejsc co wierni. Nagle znajduję się gdzieś za ołtarzami, jest ciemno, przez nogi przewalają się mi śmieci. To właśnie ta jedna z różnic: miejsca święte są traktowane przez Hindusów w osobliwy sposób. Wychodzę ze świątyni otoczona przez żebraków, niewidomych, dzieci prosto na plac z dewocjonaliami.


Na następny dzień odwiedzilam kolejną swiątynie. Przykladnie zdjęlam buty. Posadzka byla uslana w centymetrowej mazi. Hindusi patrzyli na mnie z podziwem, ze sie zdecydowalam i usmiechali sie jak na zdjęciu.


Weszlam w ten napierajacy tlum i... ledwo co wyszlam

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...