Miłe wspomnienia z Kyoto przyciągnęły mnie do kafeterii Starbucks'a w Chicago. Ale to nie były te same kafeterie, co w Japonii (wygodne kanapy na których rozkładaliśmy się z B. sączac kawę po kilku godzinach wędrówek po Kyoto. W zasadzie to był to nasz rytuał: drzemka w Starbucksie). W Chicago natomiast zawsze brałam kawę na wynos i krążyłam z nią po miejscach wybranych przeze mnie danego dnia. Poniżej w Parku Millenium. Na pierszym planie ciasto od mojej mamy, które znalazłam w plecaku (jaka radość!!!, ach te polskie mamy!!!), kawa ze S. a w tle rzeźba mojego ulubionego artysty: Anisha Kapoora.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz