środa, 21 stycznia 2009

niespa w Japonii (1)

11 wrzesień 2002 rok, środa, Warszawa, Frankfurt

Nerwowa atmosfera w związku z rocznicą ataku na World Trade Center. Zgodnie z moim terminarzem, mogłam tylko dziś lecieć do Japonii, loty nie są codziennie. Pocieszam się, że w tym dniu nic nie może się już wydarzyć. Mina mi rzednie w samolocie do Frankfurtu — prawie sami Arabowie. Koło mnie siada znany piosenkarz i ksiądz. Zaprzyjaźniamy się od razu; piosenkarz leci do Kanady, ksiądz na misję do Ameryki Łacińskiej, ja do Japonii. Cały lot rozmawiamy, a we Frankfurcie odprowadzamy się do swoich bramek.
Czekam na następny samolot, coraz więcej Japończyków. Teraz dochodzi do mnie, że za chwilę będę 11 tysięcy kilometrów stąd! Budzę zainteresowanie swoją osobą. Japonka daje mi w prezencie różowego łabędzia zrobionego w technice origami. Tylko, że ten łabędź ma półtora centymetra. Wkładam go do torby, będzie dla mnie talizmanem podczas tej podróży.

12 wrzesień 2002 rok, czwartek, Mino, Japonia

Podróż trwała jedenaście godzin. Kiedy wyszłam z samolotu było gorąco i wilgotno. Na lotnisku czekali Japończycy, na kartce zobaczyłam swoje imię. W tym samym czasie przylecieli również inni artyści. Witamy się, potem jedziemy godzinę do Mino. Oglądam przez okno samochodu miasto Nagoya. Jestem zdziwiona wyglądem domów; są z blachy falistej, jeden przy drugim. Kable wysokiego napięcia prowadzone są nad ich dachami. A gdzie jest ten japoński design, ta prostota formy?
Zatrzymujemy się w restauracji na lunch. Przed jedzeniem dostajemy gorące mokre chusteczki osibori do wytarcia rąk. Miły zwyczaj. Dostajemy japońskie jedzenie, pierwszą lekcję jedzenia pałeczkami mam już za sobą — uczył mnie Japończyk w samolocie. Po jedzeniu chcę już tylko spać.
Stoję przed swoim domem. Przez trzy miesiące będę mieszkać w świątyni buddyjskiej, a mnich z żoną będą się mną opiekować. Prowadzą mnie do mojego małego domku. Idę w pantoflach, które mi przydzielili. Pierwsza gafa, wchodzę nimi na tatami — matę z trawy morskiej. Zapomniałam, że tego się nie robi. Gospodarze pokazują mi mój nowy dom, nic jeszcze do mnie nie dociera. Zostawiają mnie, abym trochę odpoczęła. Zasypiam tak mocno, że mam wrażenie, że żegnam swoje polskie życie, a zaczynam zupełnie nowe.
Podczas kolacji same japońskie specjały — sushi i sashimi, które przygotowała pani domu — Atsuko San. To było trudne doświadczenie. Mam wrażenie, że surowe ryby ułożyły się do snu na kilka dni w moim żołądku. Atsuko San pyta jakie śniadania wolę — japońskie czy europejskie. Wybieram japońskie, bo nie chcę robić sobą zamieszania.


Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...