piątek, 30 stycznia 2009

Ludzie




To był ciężki tydzień. W takich sytuacjach zawsze ratuję się wspomnieniami z podroży, a zwłaszcza wspomnieniami o zwykłych ludziach, którzy nie są wcale tacy zwykli, a których spotkałam na swojej drodze. Uspokaja mnie fakt, że oni tam są, w tych miejscach. Wiem gdzie ich szukać, choć właściwie znamy się trochę lub może wcale.

Pewnego dnia w Indiach, jadąc z przyjaciółmi wynajętym jeepem do buddyjskiego klasztoru Rizong, po drodze zabraliśmy mnicha, który wracał z zakupów do swojego domu. Miał ze sobą liczne pakunki, worek z cebulą, a w ręku małą butelkę z wodą, w której trzymał pomarańczowe kwiaty. Trzy łodygi kwiatów były nie mniej ważne od żywności niezbędnej do życia. Może te kwiaty związane były z jego religią, może z nadchodzącym świętem, a może służyły tylko do dekoracji, jednak wiezione przez niego pomimo dalekiej drogi, ciężkich bagaży i wysokich gór, uświadomiły mi, że to co najbardziej istotne w życiu ludzi Dalekiego Wschodu trzeba odnajdywać w detalach. To była bardzo ważna lekcja, którą zaadoptowałam do swoich polskich warunków. Mnich zaprosił nas na herbatę do swojego mnisiego domku. Zaraz zleciały się dzieciaki – chłopcy – małe mnisiątka, którzy świetnie mówili po angielsku. Wszystkich tych ludzi nie opuszczał uśmiech. Poczęstowaliśmy ich jabłkami, a w zamian otrzymaliśmy ten subtelny ukłon (taki jak u Dalajlamy). To była czysta chwila, pełna serdeczności.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

No tak czasem często wszystko tkwi w szczegółach ! "lancet"

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...